„Nasze
geny wciąż noszą w sobie ślady tego, że wykształciły się kilkaset lat temu, gdy
byliśmy myśliwymi i zbieraczami. Z czasem przystosowały się do środowiska
naszych przodków, a zwłaszcza do spożywanej przez nich żywności i od tego czasu
niewiele się zmieniły. Obecnie nasze organizmy wciąż oczekują diety podobnej do
tej, którą stosowaliśmy wtedy, gdy zjadaliśmy to, co zdołaliśmy zebrać i
upolować. Składała się ona z dużej ilości jarzyn i owoców, a czasem mięsa lub
jaj. Zapewniała równowagę pomiędzy podstawowymi kwasami tłuszczowymi (omega-6 i
omega-3), zawierała bardzo niewiele cukru i nie było w niej mąki. Jedynym
źródłem oczyszczonego cukru dla naszych przodków był miód, gdyż nie jadali oni
zboża.
Współczesne
badania składu pożywienia pokazują, że 56% spożywanych przez nas kalorii
pochodzi z trzech źródeł, które nie istniały w czasach, gdy tworzyły się
ludzkie geny:
-oczyszczonego
cukru ( z trzciny i buraków, z syropu kukurydzianego, fruktozy etc),
-białej
mąki (biały chleb, makarony, biały ryż, etc),
-olejów
roślinnych (sojowego, słonecznikowego, kukurydzianego, tłuszczów
nienasyconych).
Źródła
te nie zawierają żadnych białek, witamin, minerałów ani kwasów tłuszczowych z
rodziny omega-3, potrzebnych do funkcjonowania naszego organizmu. Jednocześnie
w bezpośredni sposób przyczyniają się do rozwoju raka.
Nasze geny rozwijały
się w środowisku, w którym rocznie na osobę przypadały najwyżej 2 kilogramy
cukru rocznie (paleolit). W 1830 roku spożycie cukru wynosiło około pięć
kilogramów, a pod koniec XX wieku osiągnęło szokującą wartość siedemdziesięciu
kilogramów.
Kiedy
spożywamy cukier lub białą mąkę – substancje odznaczające się wysokim indeksem
glikemicznym – poziom glukozy we krwi gwałtownie rośnie, ponieważ organizm
natychmiast uwalnia dawkę insuliny pozwalającą glukozie wniknąć do komórek.”
„Antyrak”, David Schreiber-Servan,
Warszawa 2008. Autor jest neurologiem, przy pisaniu książki opierał się
na badaniach naukowych.
O
szkodliwości cukru napisano już wiele. W skrócie: puste kalorie, nic
pożytecznego, powoduje otyłość, cukrzycę i sprzyja rozwojowi nowotworów. Do
prawidłowego funkcjonowania wystarcza nam zaledwie 7-10 g cukru dziennie, czyli
dwie małe łyżeczki. To jest ilość, którą z łatwością dostarczamy w pożywieniu,
jedząc owoce i warzywa. Cały cukier, który jemy ponad to, to nadmiar który nam
szkodzi. Więcej tu
Od
dłuższego czasu testowałam różne zamienniki cukru, tego klasycznego cukru który
kupujemy w sklepie – rafinowanego cukru buraczanego. Pamiętamy ze szkoły, że
cukier to glukoza, laktoza, galaktoza, fruktoza i maltoza. No i oczywiście
sacharoza. Cukier spożywczy powszechnie dostępny w sprzedaży to właśnie sacharoza.
Super
smaczny i super słodki jest syrop z agawy i on najbardziej zbliżony jest
do tego słodkiego smaku cukru buraczanego, do którego byłam przyzwyczajona. Syrop z agawy jest około trzykrotnie
słodszy od cukru, jednocześnie posiadając od czterech do pięciu razy niższy
indeks glikemiczny od miodu. Niemniej jednak, to nadal cukier. Składa się
głównie z fruktozy i glukozy. Dzięki zawartości frukozy oraz temu, iż
indeks glikemiczny mierzy jedynie zawartość glukozy, syrop z agawy jest znany z
wyjątkowo niskiego indeksu glikemicznego i ładunku glikemicznego. Pomimo tego,
niezwykle wysokie stężenie fruktozy może mieć negatywne skutki zdrowotne i
powodować symptomy nietolerancji fruktozy (zespołu złego wchłaniania fruktozy).
Zawarta
w syropie z agawy fruktoza to cukier prosty, który jest podobno przyswajany
przez organizm dużo wolniej niż powszechnie stosowana sacharoza lub glukoza.
Agawa zawiera także spore ilości inuliny – naturalnego probiotyku, który
powoduje wzrost korzystnej flory przewodu pokarmowego, obniża poziom
cholesterolu oraz lipidów w surowicy krwi oraz usprawnia pracę przewodu
pokarmowego – zapobiega zaparciom i redukuje toksyczne metabolity.
Kolejnym
słodzikiem, który stosuję, jest ksylitol, czyli syrop z brzozy. Posiada
wielokrotnie niższy indeks glikemiczny (IG:8) niż glukoza czy sacharoza. Nie
powoduje próchnicy. Jest równie słodki jak zwykły cukier, ale zawiera o 40%
kalorii mniej. Nie należy spożywać zbyt dużo ksylitolu - bezpieczna dawka to 3
łyżeczki dziennie (ok. 15 mg-fińscy naukowcy dopuszczają do spożywania 40
g dziennie).
No
i na koniec stewia. Do jej stosowania zachęciła mnie Agnieszka Kręglicka
w felietonie kulinarnym, opublikowanym
na łamach „Wysokich Obcasów” . Spożycie stewii nie wywołuje
podniesienia poziomu glukozy we krwi. Stewia nie ma kalorii, za to ma
właściwości bakteriobójcze, przeciwgrzybiczne i obniżające ciśnienie. Blogerka
kulinarna Trufla, pisze o stewii tak: Stevia (Stevia
Rebaudiana) to ni mniej ni więcej tylko zioło zwane "słodkim zielem",
bardzo popularne w Brazylii i Paragwaju ( mniej więcej tak jak u nas nasza
szałwia czy mięta). Znane tam od setek lat, a od ok. 40 lat niezwykle popularne
w Japonii, ostatnio również w USA - prowadzono nad nią badania na kilku
Uniwersytetach. W Europie stevia nie otrzymała atestu mimo, że po 15 latach
obowiązkowych badań nie wykazała żadnych skutków ubocznych. Kupić ją można w
Polsce, pod postacią fluidu (koncentrat z liści stevii o najbardziej neutralnym
smaku), soku (o posmaku drzewa sandałowego) czy suszonych liści. Ja wybrałam fluid,
gdyż jest najbardziej neutralny w smaku. Stevia jest kilkaset razy słodsza od
cukru (4-5 kropli osładza kubek herbaty), ma właściwości antybakteryjne jest
bogata w naturalne olejki i substancje odżywcze. Ma lekko mdławy posmak (jeśli
próbować ją bez rozpuszczania w płynach), bardzo podobny do słodzika (choć jest
w 100% naturalna), ale w przeciwieństwie do niego bezpieczna dla organizmu i
dobrze znosi gotowanie, pieczenie etc. Indeks glikemiczny stevii to ok. 5.
Nie
ma idealnego zamiennika cukru spożywczego. Są zdrowsze propozycje, o niższym
indeksie glikemicznym, nie powodujące takiego skoku insulinowego jak sacharoza,
ale to nadal cukry. Warto o tym pamiętać i stosować cukier w umiarze. A
najlepiej odstawić (wiem, wiem, łatwo się mówi, ale z realizacją gorzej. Ja
jestem od cukru uzależniona :(... )