piątek, 1 kwietnia 2011

Uwielbiam hand made!


Zawsze lubiłam przedmioty wytworzone ręcznie – uszyte, wyszydełkowane, wyhaftowane, wydziergane, namalowane, zręcznie sklecone. Z własnym pomysłem, ze śladem własnych rąk. Przemysłowa produkcja jest taka bezduszna… Tymczasem wyroby hand-made, niekiedy niedoskonałe, ale równie często – dopracowane i dopieszczone, z indywidualnym rysem twórcy, to jest to co przemawia do mnie bardzo. Chętnie kupuję i noszę ręcznie dziergane czapki, szale i chusty. Obdarowuje mnie takimi wytworami swoich rąk przyjaciółka, a ja je z upodobaniem noszę. Uwielbiam ręcznie robione mydła, to hobby jest nawet całkiem kosztowne gdyż mydła wytwarzane ręcznie uważane są za produkt ekskluzywny. Wiele uroku mają dla mnie odrestaurowane meble – zeszlifowane, pomalowane, polakierowane, niejednokrotnie ozdobione ręcznymi malunkami. Lubię, tak popularną ostatnio, samodzielnie robioną biżuterię – moja koleżanka z pracy robi prześliczne wprost naszyjniki, mam kilka z nich oraz ochotę na więcej! Uwielbiam ręcznie robioną ceramikę –każda jest inna! Bo szkliwo za każdym razem pracuje ciut inaczej, bo piec inaczej wypalił. To tak jak z chlebami – nie da się upiec dwóch identycznych. Mogą być co najwyżej bardzo podobne.


Ja nie jestem specjalnie utalentowana. W pewien sposób realizuję się robiąc domowe przetwory – dżemy, powidła, chutneye śliwkowe (najlepsze!), syrop z kwiatów czarnego bzu, zwany pieszczotliwie bzianką – doskonały do herbaty, chętnie grzybki jesienią. Wiem co jem – kontroluję ilość cukru jaki dodaję no i nie wrzucam tam żadnej chemii. Hitem ostatniego sezonu były truskawki z geranium – podeszłam do tego przepisu z olbrzymią ilością podejrzliwości i wypróbowałam go tylko na wyraźne żądanie koleżanki. Tymczasem efekt był zadziwiający – geranium nie było wyczuwalne za pierwszym skosztowaniem, gdybym nie wiedziała że to to, nigdy bym nie odgadła tego składnika. Banalne (choć jakże lubiane!) truskawki stały się lekko tajemniczym, niejednoznacznym i całkiem wyrafinowanym przysmaczkiem.


Dodatkowo, trochę zajmuję się – rzadziej niż bym chciała – decoupagem. Z jednej strony to jest łatwe: nie wymaga lat nauki i praktyki jak malarstwo czy rzeźbiarstwo, nie trzeba ćwiczyć perspektywy ani pewności ręki, wystarczy „tylko” zakomponować pracę, także pod względem kolorystycznym, To oczywiście też można zrobić dobrze, źle, lub zupełnie fatalnie lecz podtrzymuję opinię, że ma się to nijak do namalowania przyzwoitego obrazu olejnego (który nie jest abstrakcją ;) Niby to łatwe, ale też można popsuć wiele rzeczy. Nie jestem specjalnie sprawna manualna, moje serwetki, których używam do ozdoby, w trakcie pokrywania ich warstwą kleju rolują się, robią się na nich zmarszczki lub wręcz dziury. Żadna z moich prac nie jest wychuchanym cacuszkiem, na każdej widać walkę i znój. Ale i tak je lubię robić !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz