sobota, 25 maja 2013

Zbiórka zakrętek




Pijesz wodę z butelek typu PET? a co potem robisz z opakowaniem? Mam nadzieję, że odkręcasz korek, a samą butelkę zgniatasz tak, aby zajmowała jak najmniej miejsca w wyrzuconych śmieciach.
Oczywiście plastikowe butelki segregujemy, bowiem mogą one później służyć jako surowiec do wytwarzania następnych, w pełni wartościowych produktów. Powstaną z nich nowe polary, plastikowe elementy, może nowe butelki, obudowy do komputerów itp.

A co z zakrętkami? Warto je zbierać oddzielnie, a potem przekazać w ramach charytatywnej zbiórki. Punkt skupu  płaci za kilogram zakrętek od 50 gr do 1 zł, zaś uzyskane pieniądze służą potrzebującym osobom.  Finansowane są leczenie, rehabilitacja, lub specjalistyczny dla chorego. Najczęściej zaś kupowane są wózki inwalidzkie.

Czy taka forma aktywności jest uciążliwa?
Nie, wystarczy pamiętać przy zgniataniu butelki o odkręceniu korka i wrzuceniu go do przeznaczonego na ten cel pojemnika.

W co mogę wrzucać korki?
A w co chcesz. Odpowiednia może być papierowa, lub plastikowa torba, kartonowe pudełko, bądź duuuży słoik. Ja wybrałam słój, bo dzięki szklanemu opakowaniu dokładnie widzę, ile nakrętek już uzbierałam.



Komu przekazać uzbierane nakrętki?
Jeśli w Twoim otoczeniu – w szkole, w pracy, w sklepie w którym często robisz zakupy – nikt nie przeprowadza takiej akcji, zerknij na stronę www. zakrętki.info Jest to strona akcji zbierania zakrętek o ogólnopolskim zasięgu, klikając na prezentowaną mapę koordynatorów (odbiorców zakrętek) możesz wyszukać kogoś najbliżej siebie.

Czy warto? 
Zdecydowanie tak. Segregując i zbierając nakrętki chronisz środowisko i pomagasz potrzebującym. Dajesz wiele za niewiele.

niedziela, 24 marca 2013

Co zamiast cukru?





„Nasze geny wciąż noszą w sobie ślady tego, że wykształciły się kilkaset lat temu, gdy byliśmy myśliwymi i zbieraczami. Z czasem przystosowały się do środowiska naszych przodków, a zwłaszcza do spożywanej przez nich żywności i od tego czasu niewiele się zmieniły. Obecnie nasze organizmy wciąż oczekują diety podobnej do tej, którą stosowaliśmy wtedy, gdy zjadaliśmy to, co zdołaliśmy zebrać i upolować. Składała się ona z dużej ilości jarzyn i owoców, a czasem mięsa lub jaj. Zapewniała równowagę pomiędzy podstawowymi kwasami tłuszczowymi (omega-6 i omega-3), zawierała bardzo niewiele cukru i nie było w niej mąki. Jedynym źródłem oczyszczonego cukru dla naszych przodków był miód, gdyż nie jadali oni zboża.
Współczesne badania składu pożywienia pokazują, że 56% spożywanych przez nas kalorii pochodzi z trzech źródeł, które nie istniały w czasach, gdy tworzyły się ludzkie geny:
-oczyszczonego cukru ( z trzciny i buraków, z syropu kukurydzianego, fruktozy etc),
-białej mąki (biały chleb, makarony, biały ryż, etc),
-olejów roślinnych (sojowego, słonecznikowego, kukurydzianego, tłuszczów nienasyconych).
Źródła te nie zawierają żadnych białek, witamin, minerałów ani kwasów tłuszczowych z rodziny omega-3, potrzebnych do funkcjonowania naszego organizmu. Jednocześnie w bezpośredni sposób przyczyniają się do rozwoju raka.
Nasze geny rozwijały się w środowisku, w którym rocznie na osobę przypadały najwyżej 2 kilogramy cukru rocznie (paleolit). W 1830 roku spożycie cukru wynosiło około pięć kilogramów, a pod koniec XX wieku osiągnęło szokującą wartość siedemdziesięciu kilogramów.
Kiedy spożywamy cukier lub białą mąkę – substancje odznaczające się wysokim indeksem glikemicznym – poziom glukozy we krwi gwałtownie rośnie, ponieważ organizm natychmiast uwalnia dawkę insuliny pozwalającą glukozie wniknąć do komórek.”
„Antyrak”, David Schreiber-Servan, Warszawa 2008. Autor jest neurologiem, przy pisaniu książki opierał się  na badaniach naukowych.

O szkodliwości cukru napisano już wiele. W skrócie: puste kalorie, nic pożytecznego, powoduje otyłość, cukrzycę i sprzyja rozwojowi nowotworów. Do prawidłowego funkcjonowania wystarcza nam zaledwie 7-10 g cukru dziennie, czyli dwie małe łyżeczki. To jest ilość, którą z łatwością dostarczamy w pożywieniu, jedząc owoce i warzywa. Cały cukier, który jemy ponad to, to nadmiar który nam szkodzi. Więcej  tu

Od dłuższego czasu testowałam różne zamienniki cukru, tego klasycznego cukru który kupujemy w sklepie – rafinowanego cukru buraczanego. Pamiętamy ze szkoły, że cukier to glukoza, laktoza, galaktoza, fruktoza i maltoza. No i oczywiście sacharoza. Cukier spożywczy powszechnie dostępny w sprzedaży to właśnie sacharoza.
Super smaczny i super słodki jest syrop z agawy i on najbardziej zbliżony jest do tego słodkiego smaku cukru buraczanego, do którego byłam przyzwyczajona. Syrop z agawy jest około trzykrotnie słodszy od cukru, jednocześnie posiadając od czterech do pięciu razy niższy indeks glikemiczny od miodu. Niemniej jednak, to nadal cukier. Składa się głównie z fruktozy i glukozy.  Dzięki zawartości frukozy oraz temu, iż indeks glikemiczny mierzy jedynie zawartość glukozy, syrop z agawy jest znany z wyjątkowo niskiego indeksu glikemicznego i ładunku glikemicznego. Pomimo tego, niezwykle wysokie stężenie fruktozy może mieć negatywne skutki zdrowotne i powodować symptomy nietolerancji fruktozy (zespołu złego wchłaniania fruktozy).
Zawarta w syropie z agawy fruktoza to cukier prosty, który jest podobno przyswajany przez organizm dużo wolniej niż powszechnie stosowana sacharoza lub glukoza. Agawa zawiera także spore ilości inuliny – naturalnego probiotyku, który powoduje wzrost korzystnej flory przewodu pokarmowego, obniża poziom cholesterolu oraz lipidów w surowicy krwi oraz usprawnia pracę przewodu pokarmowego – zapobiega zaparciom i redukuje toksyczne metabolity. 

Kolejnym słodzikiem, który stosuję, jest ksylitol, czyli syrop z brzozy. Posiada wielokrotnie niższy indeks glikemiczny (IG:8) niż glukoza czy sacharoza. Nie powoduje próchnicy. Jest równie słodki jak zwykły cukier, ale zawiera o 40% kalorii mniej. Nie należy spożywać zbyt dużo ksylitolu - bezpieczna dawka to 3 łyżeczki dziennie (ok. 15 mg-fińscy naukowcy dopuszczają do spożywania 40 g  dziennie).

No i na koniec stewia. Do jej stosowania zachęciła mnie Agnieszka Kręglicka w felietonie kulinarnym, opublikowanym na łamach „Wysokich Obcasów” .   Spożycie stewii nie wywołuje podniesienia poziomu glukozy we krwi. Stewia nie ma kalorii, za to ma właściwości bakteriobójcze, przeciwgrzybiczne i obniżające ciśnienie. Blogerka kulinarna Trufla, pisze o stewii tak: Stevia (Stevia Rebaudiana) to ni mniej ni więcej tylko zioło zwane "słodkim zielem", bardzo popularne w Brazylii i Paragwaju ( mniej więcej tak jak u nas nasza szałwia czy mięta). Znane tam od setek lat, a od ok. 40 lat niezwykle popularne w Japonii, ostatnio również w USA - prowadzono nad nią badania na kilku Uniwersytetach. W Europie stevia nie otrzymała atestu mimo, że po 15 latach obowiązkowych badań nie wykazała żadnych skutków ubocznych. Kupić ją można w Polsce, pod postacią fluidu (koncentrat z liści stevii o najbardziej neutralnym smaku), soku (o posmaku drzewa sandałowego) czy suszonych liści. Ja wybrałam fluid, gdyż jest najbardziej neutralny w smaku. Stevia jest kilkaset razy słodsza od cukru (4-5 kropli osładza kubek herbaty), ma właściwości antybakteryjne jest bogata w naturalne olejki i substancje odżywcze. Ma lekko mdławy posmak (jeśli próbować ją bez rozpuszczania w płynach), bardzo podobny do słodzika (choć jest w 100% naturalna), ale w przeciwieństwie do niego bezpieczna dla organizmu i dobrze znosi gotowanie, pieczenie etc. Indeks glikemiczny stevii to ok. 5.

Nie ma idealnego zamiennika cukru spożywczego. Są zdrowsze propozycje, o niższym indeksie glikemicznym, nie powodujące takiego skoku insulinowego jak sacharoza, ale to nadal cukry. Warto o tym pamiętać i stosować cukier w umiarze. A najlepiej odstawić (wiem, wiem, łatwo się mówi, ale z realizacją gorzej. Ja jestem od cukru uzależniona :(... )





wtorek, 19 marca 2013

Szarlotka babci Grażyny





Moja babcia zmarła blisko 30 lat temu. Umarła kiedy byłam malutka i zupełnie jej nie pamiętam. Jej postać przybliża mi raptem kilka fotografii – za młodu była przepiękna – i parę opowieści. Jakiś czas temu w starej książce kucharskiej odnaleźliśmy z tatą przepis zanotowany jej ręką. Szarlotka, która powstała na jego bazie była smaczna, ale stała się wyjątkowa dzięki wspomnieniom. Teraz kolej na tort orzechowy!




niedziela, 3 lutego 2013

Pomysł na stolik

http://www.domosfera.pl/wnetrza/56,101999,12688752,Stoliki,,5.html     

Strasznie spodobał mi się ten pomysł, wklejam tedy ku pamięci. Kto wie, może przy sposobnej okazji zrobimy sobie taki stolik :)

środa, 2 stycznia 2013

Być eko – eko Święta



Staramy się, aby nasze Święta były tak eko, jak tylko to możliwe. Co przez to rozumiem? Nie zużywać w nadmiarze, wykorzystywać to co już mamy, słowem – recycling.

Pakowanie prezentów

Używamy opakowań z recyclingu. To różne torby, w których dostaliśmy prezenty od innych osób, absolutnie nie zniszczone. Czemu ich nie wykorzystać po raz kolejny? Używamy też powtórnie papieru prezentowego. Brzmi dziwnie? No, nie jest to każdy papier, tylko ten, który się nadaje – zdjęty ostrożnie z dużego prezentu, niewymięty, spokojnie może się nadać do opakowania kolejnego, mniejszego prezentu.




Jak widać, takich toreb do powtórnego użytku mamy całkiem sporo :)

Niektóre prezenty opakowałam w karty ubiegłorocznego kalendarza z reprodukcjami Klimta, który bardzo mi się podobał. Kilka toreb ozdobiłam stempelkami z kartofla i wycinankami- wyszło jak wyszło, podobno liczą się intencje :)



 Prezenty

Prezenty staramy się w pewnym stopniu robić sami, np. obdarowujemy bliskich własnej roboty przetworami.




Choinka

Jeśli chodzi o choinkę, to co roku mam dylemat. Sztuczna nie wchodzi w ogóle w grę, dla mnie to erzac, a nie choinka. Ale żal mi żywych drzewek.. kilka razy kupowałam takie w donicy, ale nie przeżywały do wiosny – usychały.
W tym roku zdecydowaliśmy się na choinkę z Biobazaru. Zasady były proste: przynieś odpowiednią ilość elektrośmieci, a dostaniesz w zamian żywą choinkę, wraz z korzeniami w bryle ziemi, owiniętymi jutą. Pozbieraliśmy po domu elektrośmieci, w pracy zrobiłam mini zbiórkę baterii i pojechaliśmy na Biobazar. 





Wybraliśmy najmniejszą i tak pokraczną, że aż brzydką. Stwierdziliśmy, że jeśli my jej nie weźmiemy, to już pewnie nikt jej nie weźmie – nazywamy ją czule naszym pokraczątkiem ;)
Stoi pięknie ustrojona i codziennie ją podlewam. Mam nadzieję, że przeżyje do wiosny i zasadzimy ją w ziemi.




Inne pomysły na eko- choinkę, która wcale nie musi być prawdziwym drzewkiem: 

Na facebookowym profilu i love nature pomysłodawcy choinki piszą: Po raz kolejny naszą Świąteczną choinką jest złamana gałąź. Leżała w lesie bo ktoś ściął całe drzewo i obskubał z dolnych gałęzi. Smutna, przkryta śniegiem i zdeptana. U nas dostała drugie życie. Podstawa zaś jest z pniaka którego wyłowiliśmy z potoku i który służy nam w lecie za wędzarnię :)

 foto: i love nature



A oto pomysł na alternatywną choinkę, która szczególnie mnie urzekła (więcej pomysłów po kliknięciu w link). Cudo!


Bardzo mi się także spodobała propozycja mojej utalentowanej znajomej, która w trzy minuty, za pomocą kartonu, spreju i lampek, stworzyła taką oto choinkę:

Wariant 1, który został zdemolowany przez kota ;)



Wariant 2




 Jedzenie

Nie szykujemy za dużo jedzenia, a jeśli zdarzy się go jednak nadmiar - mrozimy na później. Nie wyrzucamy jedzenia! Dla mnie to nie do przyjęcia.
Innym zwyczajem mojej rodziny jest dzielenie się zadaniami. Umawiamy się, kto jakie danie przyszykuje i przyniesie - w ten sposób unikamy zdublowania potraw. Nie bez znaczenia jest też fakt, że wtedy nikt nie haruje przez parę dni w kuchni, po podzieleniu zadań na każdego przypadają 2-3 dania do przygotowania, może się wtedy wykazać inwencją a nie jest się zmęczonym.
Do przygotowywania potraw staramy się używać zdrowego jedzenia - czyli regionalnych produktów, w miarę możliwości bio/organic, nie stosujemy żywności wysoko przetworzonej i półproduktów. Olej do przyprawiania - lniany, zimnotłoczony. Olej do smażenia - nasz polski, rzepakowy. Jajka  - tylko zerówki. 

A jakie są Wasze pomysły na bycie eko w Święta?